Więzień rzeszowskiego zamku
Pierwsze dwa miesiące kary
odbył w rzeszowskim zamku. Doznał tam wielu upokorzeń fizycznych i
psychicznych. Najgorszym było jednak oddzielenie go od swych parafian,
w związku z czym nie mógł pełnić posługi kapłańskiej.
Wielkim okrucieństwem były też, jak to opisuje ks. Bieszczad, Święta
Bożego Narodzenia. Tak tamto wydarzenie zapamiętał żmigrodzki
wikariusz: "...Po wielu
staraniach otrzymałem przepustkę na odwiedziny. Miejsce odwiedzin to
dwa szeregi klatek naprzeciw siebie przecięte korytarzem dla
strażnika. (...) Wymieniliśmy kilka zdań i ks. proboszcz prosił mnie o
udzielenie mu rozgrzeszenia w związku ze zbiżającymi się świętami. W
tym momencie usłyszał strażnik naszą rozmowę i przerwał wizytę. (...)".
Jak wyżej wynika, komuniści chcieli odciąć uwięzionego kapłana od
wszystkiego co kojarzy się z posługą duszpasterską.
Stan zdrowia ks. Władysława z dnia na
dzień się pogarszał. Obrońca księdza, mecenas Panas, skierował
pismo do Sądu Najwyższego w Warszawie, w którym prosił o
tymczasowe zwolnienie swojego klijenta ze względu na stan zdrowia. SN
zażądał od Naczelnika Więziennego w Rzeszowe orzeczenia lekarskiego o
zdrowiu ks. Findysza. Ten ponad miesiąc zwlekał z wysłaniem
papierów. Wydaje się, że to działanie miało osłabić jeszcze
bardziej stan zdrowia księdza.
Orzeczenie zostało wysłane dopiero, gdy
Episkopat
Polski zwrócił się do Sądu Najwyższego w Warszawie w sprawie
ks.
Władysława. Sąd najwyższy wysłał ponownie żądanie o wyniki badań.
Na podstawie: "Pasterz i świadek"